Jak łatwo zauważyć, zarówno karma, jak i cierpienie, mają te
same przyczyny. Są nimi pragnienia (pożądania), niechęci i głupota
(niewiedza). Stąd niektórzy logicznie myślący “eksperci”
wnioskują, że stwarzanie karmy, to stwarzanie cierpień.
Nie można wymyślić nic bardziej błędnego!
Z nauk Buddy wyłania się inny obraz, ale, aby go odkryć, trzeba
umieć czytać między wierszami i mieć świadomość działania swoich
intencji.
Otóż “cztery szlachetne prawdy” – o źródłach
cierpienia i o jego przezwyciężaniu – wyraźnie wskazują, że
cierpienie wynika z niezaspokojonych pragnień i niechęci.
Przeciwieństwem psychicznym niezaspokojenia jest zaspokojenie –
spełnienie.
A po co zawracać sobie głowę jakimiś procesami psychicznymi?
Otóż powstawanie i zanik karmy ma miejsce w umyśle i tylko w
umyśle. A to znaczy, że karma jest wynikiem gry procesów
psychicznych, takich jak postrzeganie, analizowanie, wnioskowanie i
podejmowanie decyzji. Za motywacjami (intencjami wyboru) kryją się
emocje lub uczucia wyższe (czasem jedne i drugie naraz, a nasz błąd
polega na tym, że nie potrafimy oddzielić ich od siebie). Czasami
jesteśmy ich świadomi, częściej jednak nie.
Każdy z nas jest wolny, by wybrać sobie dowolny motyw postępowania
czy dążenia. Nie jest jednak wolny od konsekwencji swego wyboru. Jeśli
zdecydujesz, że nie będziesz podejmować decyzji, to tym samym nie
unikniesz konsekwencji swego wyboru. Okaże się bowiem, że to inni będą
decydować za ciebie.
Jeśli twoją intencją jest rozwijanie poczucia niespełnienia,
niezadowolenia, wówczas konsekwencją wyboru okaże się wszystko, co
prowadzi cię do niezadowolenia i niespełnienia. Ogólnie mówiąc do
cierpienia.
Gdy natomiast nastawisz się na zaspokojenie – spełnienie, wówczas
wszystkie wydarzenia w twoim życiu zapewnią ci je. I nie będziesz
cierpieć. Ba, będziesz szczęśliwy! To się nazywa dobra karma!
Czy to może być aż tak proste?
Tak, ale dopiero wówczas, kiedy już dokonasz wyboru, zgodzisz się z
nim całkowicie i bez oporów, kiedy przyzwyczaisz się, że to działa!
I, okazuje się, że taką “bzdurę” tysiące lat ukrywano
jako wiedzę tajemną!
Z powyższego wywodu wynika, że po to, by uniknąć cierpienia,
powinieneś nastawić się na poczucie zadowolenia, spełnienia, wdzięczności,
bezpieczeństwa, a przede wszystkim na doświadczanie miłości.
Z takim nastawieniem możesz myśleć z wdzięcznością o przeszłości,
która doprowadziła cię do tego miejsca, w którym jesteś, a także
ze słuszną nadzieją o przyszłości, która ma dla ciebie mnóstwo
wspaniałych, w dodatku całkiem bezpiecznych, niespodzianek.
W tak prosty sposób możesz być szczęśliwy i usatysfakcjonowany tu i
teraz. A warunkiem tak dobrego samopoczucia jest uwolnienie się od ciężarów
(koszmarów) przeszłości oraz od koszmarnych lęków przed nieznanym
(przyszłością).
Uwaga! Nie przesadzaj. Są bowiem tacy, którzy usiłują zaplanować
swoją przyszłość w najdrobniejszych szczegółach, by nie znalazło
się tam ani odrobiny miejsca dla zaskakujących ich, niemiłych
niespodzianek. I mimo to ciągle coś niemiło ich zaskakuje.
Dlaczego?
To proste, wystarczy zadać pytanie, jaka jest ich prawdziwa intencja?
Czy widzisz, że to lęk przed nieprzewidywalną przyszłością?
Gdybyś teraz był pozytywnie nastawiony do przyszłości, gdybyś teraz
miał pewność, że wygrywasz w każdej sytuacji, wtedy nie masz powodu
bać się jakichkolwiek zaskoczeń. Wszystkie one okażą się bowiem
dla ciebie nie nieszczęściami, a wyzwaniami. I to takimi, którym na
pewno sprostasz. A sprostasz, bo wiesz, że jesteś wygrany w każdej
sytuacji, że sobie z wszystkim doskonale dajesz radzę.
W ten prosty sposób znika strach przed nieznaną przyszłością, lęk
przed zaskoczeniem. Znika on skuteczniej, gdy masz świadomość, że z
wszystkim doskonale sobie radzisz w każdej sytuacji.
No właśnie, jeśli oczekujesz, że sobie nie poradzisz, to na pewno
doczekasz się takiej sytuacji, w której zawiedziesz.
Czy uważasz, że w związku z tym musisz jeszcze dużo się nauczyć?
Ależ to naiwność! Nigdy nie uda ci się nauczyć czegoś, co przyda
się w zupełnie nowych warunkach i niespotykanych dotychczas
sytuacjach. Uczenie się polega bowiem na przygotowywaniu się do tego,
co już było. A przecież “nic dwa razy się nie zdarza”.
Jedynym, co ci się może przydać, okazuje się zaufanie sobie, swojej
intuicji i inteligencji, ale przede wszystkim pozytywnemu nastawieniu.
Jeśli nadal pragniesz się uczyć, świadczy to o poczuciu własnej
niepełności, niedoskonałości. A przecież wyzwoleniem z cierpienia
jest tylko poczucie spełnienia.
Ha, ha, czyżbym był tak głupi, żebym zachęcał cię, byś próbował
widzieć w sobie doskonałość? Przecież ty, taki mądry i dążący
do perfekcji tyle lat, znasz już siebie, a ciągle jej nie
dostrzegasz!?
Chcę cię teraz rozczarować: to, jak się widzisz, to tylko kwestia
samooceny. A samoocena zazwyczaj nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Jesteś więc kim innym, niż sobie wyobrażasz, że jesteś. A twoje
wyobrażenia są tak skuteczne, że inni widzą w tobie to, co ty.
Przecież całym swoim życiem zaświadczasz, że jesteś ...
No, kim jesteś?
Odpowiedz też na kolejne pytania nie zastanawiając się i nie analizując
myśli, które przyjdą ci do głowy:
Co jest dla ciebie najważniejsze?
I co musisz?
I czego nie możesz?
Inni ludzie traktują cię jak …
Dużo jeszcze brakuje ci do …
Jak powietrza potrzebujesz …
A może udowodnisz mi, że …
Słowa, których używasz, myśli, które myślisz, stwarzają twoją
karmę. Jeśli są pozytywne, nie cierpisz, tylko cieszysz się życiem
i dobrze życzysz innym. Kiedy jednak w twoim umyśle dominują
negatywne myśli i wyobrażenia na twój temat, wówczas stwarzasz
kiepską karmę, oczywiście związaną z cierpieniem. Podejrzewam, że
twoim problemem może być przekonanie o tym, że każda z udzielonych
odpowiedzi zawiera szlachetną prawdę o twej szlachetnej postawie. A to
błąd. Błąd, ponieważ do pełni szczęścia potrzebujesz tylko
poczucia spełnienia.
Twoja karma jest taka sama, jak twoja samoocena. Masz trzy możliwości:
twoja karma może być cudowna, podła lub byle jaka.
Jaką w związku z tym chcesz mieć samoocenę?
I od kogo ona zależy?
No to do roboty! Nie odwlekaj pracy nad podniesieniem samooceny. Moc
zmiany tkwi w chwili obecnej!