Istnieje coś dziwnego, co stwarza lub określa naszą karmę. Nie
widzimy tego i nie badamy za pomocą urządzeń pomiarowych. Tym
niemniej, możemy to coś zauważyć, gdy medytujemy, gdy stajemy się
świadomi własnych odczuć. Tym czynnikiem, który wpływa na nasze życie
i na zdarzenia, z którymi się spotykamy, są wibracje.
Wibracja to częstotliwość drgań. Człowiek, dopóki żyje, wibruje w
różny sposób. Na obraz człowieka nakłada się całe mnóstwo różnych
wibracji. Czasami są one harmonijne, a czasami nie. Również po śmierci
ciała fizycznego człowiek zachowuje część ze swych wibracji.
Wibrują nasze ciała, myśli i emocje.
Umysł normalnie pracuje w rytmie beta. Odznacza się on pewnym chaosem
i brakiem harmonii.
Również stan medytacyjny wprowadza nas w pewne wibracje. Są nimi fale
alfa, charakteryzujące się harmonijnymi przebiegami.
Dzięki wibracjom nasz umysł raz potrafi być spokojny, a innym razem
staje się podniecony.
Tylko ludzie świadomie medytujący wiedzą, jak wytworzyć w ciele i
umyśle harmonijne wibracje i utrzymać je przez dłuższy okres czasu.
A po co nam harmonia?
Po pierwsze, w harmonii czujemy się lepiej i sprawniej
funkcjonujemy. Po drugie, harmonia uwalnia od chorobotwórczych stresów.
Kiedy jesteśmy zharmonizowani, wówczas nie ma w nas wewnętrznych
konfliktów, a to znaczy, że wszystkie nasze plany możemy z łatwością
realizować. To również znaczy, że życie nas cieszy.
Oczywiście, ktoś może sobie wyobrażać, że uda mu się zharmonizować
z niskimi wibracjami – np. mocą Szatana. To jednak nie jest możliwe.
A nie jest, ponieważ zawsze w człowieku pozostają wibracje wysokie,
jako że mamy w sobie boską iskrę, zalążek boskiej doskonałości.
Tu sprawa się komplikuje, ponieważ po pewnym czasie eksperymentów
stwierdzamy, że w pełni możemy się zharmonizować tylko z tymi
wysokimi, subtelnymi wibracjami. Próby koncentrowania się na innych
wprowadzają tylko narastanie chaosu i cierpienia.
To tak, jakbyśmy byli pozbawieni możliwości wyboru? A gdzie nasza
wolność?
Ależ mamy wybór, tylko trzeba zastanowić się, czy warto za niego płacić
cenę chorób, cierpień czy pomieszania umysłowego. Trzeba też zapytać
się, czy warto cierpieć, by udowadniać swą urojoną wolność, czy
też ją odzyskać?
Odzyskanie realnej wolności polega na zharmonizowaniu się z wibracjami
najsubtelniejszymi. Tylko one gwarantują pełnię wolności. Wolności
twórcy, a nie buntownika. Doskonałość nie ma powodu buntować się
przeciw samej sobie. Tylko ktoś, kto innym zazdrości doskonałości,
buntuje się i zamiast budować, niszczy siebie. Wprowadza w ten sposób
dysharmonię i w związku z tym nie może być szczęśliwy. Owszem, może
czuć się przyjemnie, ale jest to krótkotrwała satysfakcja.
Wibracje, które w nas się pojawiają, wydają się nam przyjemne, bądź
niemiłe. Ale to odczucie nic jeszcze nie mówi o ich jakości. To
dlatego, że nasze poczucie przyjemności może być spaczone. Przyjemność
to stan odczuć zupełnie subiektywnych. Odczucie przyjemności nie mówi
nam zazwyczaj nic na temat jakości wibracji, które odczuwamy. Mówi
natomiast o sposobie naszego indywidualnego reagowania na zdarzenia. Co
innego sprawia przyjemność alkoholikowi, co innego nimfomance, a co
innego masochiście. Nieprawdaż?
To dlatego przyjemności często postrzega się jako zakłócenia w
duchowym rozwoju. Tym niemniej takie stanowisko świadczy o
„wylewaniu dziecka razem z kąpielą”.
Po czym poznać, że jedne wibracje są korzystne, a inne nie?
Pytanie 1: Dla kogo korzystne i w jakim celu?
Mrówki i pszczoły najlepiej rozwijają się w miejscach, które dla
człowieka są zabójcze. Ale to jeszcze nie dowód, że te owady mają
paskudną karmę. One korzystają z właściwych dla siebie wibracji.
Drapieżniki mogą przeżyć tylko dzięki agresywności. Ale to nie
znaczy, że człowiekowi owa agresywność jest potrzebna do życia.
Owszem, wojownikom, sportowcom – do odnoszenia sukcesów jak
najbardziej. Ale dla tych, którzy chcą żyć normalnie, albo rozwijać
się duchowo – stanowi przeszkodę, obciążenie karmiczne.
Z tego, co dotychczas przeczytałeś, mógłbyś wyciągnąć
wniosek, że w naszym życiu nie ma niczego złego, niczego
niekorzystnego, bo to jest relatywne.
Nie całkiem o to chodzi. Myślę, że kiedy dobrniemy wspólnie do końca
lektury, będziesz na to patrzeć inaczej – bardziej świadomie.
Teraz możesz być jednego pewien: nie wszystko jest korzystne, nawet
nasze cele mogą się okazać szkodliwe dla nas samych.
Ot, taka niespodzianka!
Możesz też zastanowić się nad tym, że to, co wydaje się korzystne
i przyjemne, wcale takim być nie musi.
Pytanie 2: Czy odczucie przyjemności może być weryfikatorem tego,
co korzystne, a jeśli tak, to w jakim zakresie?
Jak wspomniałem, poczucie przyjemności bywa uwarunkowane. Kiedy
jednak opanujemy medytację, wówczas w większości przypadków
przestaniemy popełniać błędy. W większości, ale nie we wszystkich.
Harmonia wewnętrzna jest przyjemna. A wewnętrzna harmonia bazuje na
dostrojeniu umysłu i ciała do subtelnych, wysokich wibracji. Świadomość
tych wibracji rozwijamy podczas medytacji. Okazuje się przy tym, że większa
wprawa medytującego powoduje, iż doświadcza on subtelniejszych
wibracji, których istnienia podczas pierwszych medytacji nawet nie
podejrzewał.
Sztukę weryfikowania wibracji opanujemy doskonale dopiero wówczas,
gdy przyzwyczaimy się do głębokiego relaksu oraz do zaniechania napięć
i wysiłków w codziennym życiu.
Odczucie, któremu towarzyszy napięcie, też może wydawać się
przyjemne. Ileż to razy ludzie twierdzą, że czują się świetnie,
ponieważ trenowali aż do bólu? A ile razy przyjemność sprawia im
odurzenie?
Rzecz jednak w tym, że zarówno przyjemne zmęczenie, jak i przyjemne
odurzenie, wiążą się ze stresem, a ponadto z niskimi wibracjami, które
mają tendencję przyciągania do nas niemiłych, destrukcyjnych zdarzeń.
Owszem, zdarzenia niemiłe mogą być pociągające, pasjonujące,
podniecające – zupełnie jak oglądanie horrorów. Wyzwalają one
jednak bardzo niskie wibracje.
Prawo harmonii mówi tymczasem, że podobne wibracje przyciągają się.
A jak myślisz, kogo możesz przyciągnąć pielęgnując emocje i poglądy
spod budki z piwem? A kogo, jeśli jeżysz się w nienawiści i
szykujesz do walki? A nienawidząc kogoś, czy rzucając na niego klątwy?
Czy ludzi miłych, sympatycznych? A może anioły, lub oświeconych?
Nic z tego. Ci drudzy mają zupełnie inne wibracje, które nie przyciągają
ich do ciebie, jeśli jesteś pogrążony w negatywnościach.
To, co sprawia nam przyjemność, to rzecz gustu. Osoby medytujące
znacznie lepiej czują się w obecności tych, którzy są spokojni,
wyciszeni wewnętrznie, radośni.
Z kolei osobnikowi znerwicowanemu radość czy spokój mogą się wydawać
czymś obrzydliwie nudnym, lub wręcz nienormalnym, chociaż same w
sobie bazują na subtelnych wibracjach.
Norma nerwicowca różni się zarówno od normy depresyjnego flegmatyka,
jak i do normy medytującego jogina.
Zaakceptujmy ten fakt.
Kiedy mówimy o spokoju, sprawa nie wydaje się jednoznaczna. Spokój
bowiem kojarzy się podświadomie z uspokojeniem na siłę, a to znaczy
ze zduszeniem w sobie żywotności. Taki „spokój” ma
wibrację śmierci. Ona na pewno nie harmonizuje ani z wibracją życia,
ani oświecenia. Jest ciężka i brudna.
Zupełnie innego spokoju doświadcza ktoś, kto dłuższy czas medytuje.
Już nawet podczas pierwszych ćwiczeń może doznać tego wspaniałego
odczucia.
Świadomość subtelnych wibracji pojawia się nam w związku z
medytacją. Wówczas zauważamy, że spokój, radość, czy miłość,
których doświadczamy w medytacji, są to uczucia zupełnie różne od
tych, które nazywaliśmy tymi słowami. Przede wszystkim są one dużo
subtelniejsze, delikatniejsze.
Z takim odkryciem i z taką świadomością mamy podstawy, by oceniać
jakość wibracji związanych z odczuciami. Jeszcze lepiej by było,
gdybyśmy mogli odwołać się do jasnowidzenia. Wówczas zauważylibyśmy,
że wibracje zwane subtelnymi – świecą, że są jasne. Natomiast
te, które nazywamy ciężkimi, są ciemne (czasami wręcz smoliste) i
rzeczywiście ciężkie.
Jeżeli jesteśmy świadomi swych odczuć, wówczas mamy też możliwość
oceniać jakość myśli. Z myślami uduchowionymi bowiem wiążą się
duchowe, subtelne odczucia, a z niskimi, nieczystymi – niskie (ciężkie).
Niskie uczucia mają to do siebie, że nie pojawiają się w
medytacyjnym stanie świadomości, a przede wszystkim w jego głębokich
fazach. Można by więc podejrzewać, że człowiek stale medytujący
jest w jakiś sposób upośledzony, gdyż nie ma możliwości doświadczać
negatywnych odczuć. Te negatywne odczucia wydają się nam przecież
takie ważne, motywujące do działań.
Otóż to! Tak przejawia się kiepska karma. Niskie odczucia przyciągają
do siebie niskie myśli, a z nimi jakość naszego, życia czy duchowych
dokonań też nie może wyjść poza wibrację klozetu. A ileż przy tym
trzeba się natyrać!
Owszem, można współczuć medytującemu, że nie zna tak
„wspaniałych” odczuć jak gniew, nienawiść, żal, strach
itp., że nie wie, co to kac, czy rzyganie po chlaniu. Można się o
niego martwić, że zagubi się w rzeczywistości, w której przecież
podobno nie ma miejsca na miłość, szczęście, radość, harmonię.
Można się martwić o los medytującego, tylko po co? Tym bardziej, że
systematycznie medytujący doskonale radzi sobie bez niskich emocji. On
świadomie sięga przyczyn sprawczych najwyższej jakości i nie przyciąga
do siebie niskich wibracji oraz ludzi z nieczystymi intencjami. A jeśli
takich przyciąga, to tylko w tym celu, by zrozumiał, że jego intencje
i jego umysł nie zostały jeszcze całkowicie oczyszczone.
Ktoś, kto uważa, że przekierunkowanie zainteresowań na wysokie
uczucia jest tym samym, co stłamszenie odczuć, popełnia błąd. Odcięcie
się od niskich uczuć działa inaczej i bazuje na znieczuleniu. Medytujący
zaś dokonuje zmiany wibracji transformując swoje uczucia na wyższy
poziom, a ta zmiana z kolei wpływa pozytywnie na jego karmę.
A w jaki sposób?
Otóż to jest najwspanialsze!
Możesz bowiem dokonywać setek dobrych uczynków z podłym
samopoczuciem i nadal być podle traktowanym przez innych. Możesz
wycofać się z aktywnego życia, by nie stwarzać sobie karmy i nadal
spotykać się z podłością innych. Ale kiedy twoje odczucia
(wibracje) zmienią się na subtelne, wówczas będziesz traktowany z miłością,
szacunkiem, uprzejmością. I to przez tych samych ludzi!
Dziwne, nieprawdaż?