Pewna kobieta przeprowadziła się z wioski do miasta i nawet nieźle
się jej tam powodziło. To dało jej powód, by czuć się mądrzejszą
i lepszą od innych. Po pewnym jednak czasie nierozsądnego życia zaczęła
popadać w kłopoty zdrowotne. Zgodnie ze swymi aspiracjami wiedziała,
że powinna znaleźć najdroższych uzdrowicieli, bo wiadomo, ci są
najlepsi! Terapia słono kosztowała i nie dawała większych efektów,
ale uzdrowiciele dbali, by dojna krowa nie wymknęła im się z rąk.
Przede wszystkim zniechęcali ją do skorzystania z pomocy ludzi, którzy
mogliby jej autentycznie pomóc. To trwało do czasu, aż zasoby pieniężne
stopniały do 0. Wtedy uzdrawiana poinformowała uzdrowicieli o swej
trudnej sytuacji finansowej. Wówczas usłyszała: “Masz fatalną
karmę. Niestety, nie możemy ci pomóc”.
No tak, żeby tak się dać zrobić w konia, to naprawdę trzeba mieć
kiepską karmę, czyli fatalne intencje wobec siebie.
A jaką karmę tworzą sobie oszuści – uzdrowiciele? Kiepską
karmę tworzymy sobie życząc gorzej innym, bądź życząc gorzej
sobie. Zawsze tam, gdzie innych postrzegamy jako gorszych lub lepszych
od siebie, gdzie chcemy coś osiągnąć kosztem innych, bądź innym dać
coś własnym kosztem, stwarzamy sobie kiepską karmę.
Skąd się bierze takie dziwactwo?
Otóż potencjalnie jesteśmy boskimi istotami. W każdym z nas jest
iskra boskości. Wobec tego nie ma lepszych i gorszych, bo znaczyłoby
to, że Bóg podzielił się na lepszą i gorszą część. A to już
jest totalna paranoja. Wśród ludzi zdarzają się jednak i inkarnowane
istoty nieludzkie, które są pozbawione części ludzkich cech i możliwości.
Dlaczego tak jest, nie wiem. Jesteśmy tu po to, by odkryć naszą boskość
i nasze boskie dziedzictwo. Inni są nam tak naprawdę potrzebni tylko
po to, tak samo jak my im. Dopóki tego nie dostrzegamy, czujemy się
zależni od innych lub chcemy ich od siebie uzależnić, by się ich nie
bać. Ale po co się bać boskości, jeśli jest ona we wszystkich
jednakowo doskonała. Wyobrażenia o tym, że brak w nas boskości,
prowadzą do tego, że zaczynamy konkurować z innymi. I to dopiero
okazuje się problemem, bowiem mnóstwo ludzi traci czas i ogromne ilości
energii, by coś sobie, bądź innym, udowodnić. Gdyby zajęli się
odkrywaniem boskości w sobie, nie mieliby czego udowadniać. No chyba
tylko tyle, że odkryli jej już więcej. Ale samo udowadnianie
udowadniałoby, że nie mają o boskości pojęcia. Aby wyplątać się
ze zlej karmy, należy życzyć innym tego samego dobra, co i sobie.
Warto też nauczyć się wygrywać w życiu tak, by nie upokarzać
innych, by ich nie pokonywać. Wszyscy wygrywamy na współpracy, a na
konkurencji tracimy. Konkurując z kimś możesz dziś wygrać, ale w
następnym wcieleniu…
Od narodzin, albo i wcześniej, starasz się być gotowy stoczyć
walkę i nie możesz zaznać spokoju. Ale twój wróg i tak, jeśli
naprawdę mu zależy, wykorzysta twoje chwile słabości. (Tu polecam
lekturę artykułu “Czarna magia w rodzinie”). Oczywiście,
że z tak skrajnymi przypadkami rzadko miewamy do czynienia na co dzień.
Dlatego trudniej bywa zauważyć konsekwencje karmiczne tego, co wydaje
się zwyczajne i naturalne.
Załóżmy, że ci na czymś zależy. To dla ciebie takie ważne, że
jesteś w stanie zapłacić za to każdą cenę.
Osiągasz swój cel i płacisz, bo takie było twoje oczekiwanie. Cel
został osiągnięty, a oczekiwanie pozostało jako integralna część
celu. To dlatego za zrealizowanie planu przyjdzie ci zapłacić taką
cenę, jaką sam ustaliłeś. Tu nie ma żartów. Tu można zmienić
tylko swoje oczekiwania.
Nasze oczekiwania, jeśli są nieświadome, często stają się
przyczyną tragicznych wydarzeń.
Mój znajomy świadomie założył, że ryzyko “interesu”, w
jaki się wplątuje, jest niewielkie. Afirmował sobie, że jest
bezpieczny i to dawało mu poczucie pewności. Koledzy namówili go, by
ubezpieczał nielegalny przerzut sprzętu RTV, by nikt nikogo nie
wyrolował. Nie uwzględnił tylko jednego, otóż wziął z sobą dla
bezpieczeństwa pistolet. A to znaczy, że nie czuł się naprawdę
bezpieczny. Na pewno czuł się przy okazji winny, że wplątuje się w
aferę przemytniczą. I to go zgubiło. Odsiedział trochę za
nielegalne posiadanie broni. Najczęściej wydaje się nam, że wszystko
jest w porządku, że nie mamy wątpliwości. A wątpliwości, które się
pojawiają, staramy się rozproszyć, zignorować. Zasadą jednak jest,
że jeśli masz wątpliwości, to nie bierz się za poważne czy
ryzykowne działanie. Pracuj nad sobą tak długo, aż znikną one, aż
wprowadzisz do podświadomości przekonanie, że uda ci się na pewno,
bez ryzyka i bez wątpliwości. Masz się o tym nie tylko przekonać.
Musisz to czuć jako absolutną pewność.
A teraz możemy kontynuować nasze rozważania na temat sposobów
stwarzania sobie kiepskiej karmy.
Jeśli np. ktoś spodziewa się, że za rozkosze seksu przyjdzie mu zapłacić
chorobą weneryczną, to się jej doczeka. Prędzej czy później trafi
bowiem na osobę, która go zarazi. Jeśli wierzy, że za przyjemność
trzeba będzie odpłacić cierpieniem, to odpłaci. Ale jeżeli ktoś
inny wie, że może się niewinnie i beztrosko cieszyć seksem, to nawet
nie grozi mu zajmowanie się dziećmi, ponieważ ich nie pocznie (nie
ukarze się ich posiadaniem). Tak łatwo powiedzieć. W praktyce jednak
okazuje się, że najbardziej jesteśmy nieświadomi swych intencji związanych
z seksem i ze związkami seksualnymi. W tych tematach wykazujemy największy
brak trzeźwości i przytomności. Nieco mniejszą nieprzytomność, ale
jednak, wykazujemy w temacie rozwój duchowy.
Dziwne, nieprawdaż?
To wynika najczęściej z faktu, że zarówno w seksie jak i w
praktykach duchowych poszukujemy ekstazy. Owo poszukiwanie zasadza się
na zupełnie nieprzytomnym pożądaniu duchowych przeżyć
ekstremalnych. Poza tym, wielu ludzi uzyskiwało i nadal uzyskuje stan
ekstazy za pomocą sztucznych środków, mianowicie narkotyków, bądź
afrodyzjaków. Posługiwanie się takimi stymulatorami nie sprzyja ani
trzeźwości, ani przytomności. A przecież w rozwoju duchowym najważniejszą
zasadą jest uważność i świadomość. Kiepska karma jest wynikiem
braku powyższych cech oraz braku świadomości konsekwencji naszych myśli,
czynów i pragnień.