Kiedy zaproponowano mi chodzenie po ogniu, ogarnęły mnie
wątpliwości. Przypomniałem sobie, jak kiedyś czytałem o takim rytuale w
Indiach.
Po wielu latach przygotowań, medytacji i oczyszczania, ci, którzy czuli się
godni, mogli poddać się próbie ognia. Czując, że dojrzeli do tego
sprawdzianu, zgłaszali się do nauczyciela, a ten ich weryfikował i
dopuszczał tych, którzy wydawali się być odpowiednio przygotowani.
Uczestnicy rytuału przebiegali przez rozżarzone węgle pozostałe po
spaleniu kilkuset kilogramów drewna (ok. 600-800 stopni C). I mimo tak
starannych przygotowań, niektórzy odnosili obrażenia. To miało świadczyć
o ich nieuczciwości, grzeszności, bądź o nieczystych intencjach.
Tymczasem ja miałem uczestniczyć w podobnym rytuale bez przygotowania.
Nieprzygotowani byli także pozostali uczestnicy. Trudno byłoby o nich
powiedzieć, że czują się bezgrzeszni. Ale … ciekawość zwyciężyła
u większości z nas.
Prowadzący uspokoił wszystkich wątpiących, że to bezpieczne, ponieważ
odbywa się zgodnie z tym, czego nauczali Kahuni. Nastał więc czas
przygotowań. Grupa zebrała się przed żarem pozostałym z ogniska i zaczęła
miarowo tupać bosymi stopami w rytm muzyki bębnów. Tymczasem bardziej świadome
osoby odprawiały modlitwę o wytworzenie warstwy ochronnej energii między
ogniem, a stopami uczestników eksperymentu. Osoby te powierzyły też bożej
opiece i ochronie zarówno siebie, jak i pozostałych uczestników.
Po kilkunastu minutach prowadzący zarządził, że wszyscy mają się ustawić
w rządku i przebiec przez żar ogniska. Zdyscyplinowana grupa wykonała
polecenie i … nikomu nic się nie stało. To zachęciło wielu do powtórnych
przejść przez żar. Kiedy emocje opadły, okazało się, że jeden z
uczestników biega w kółko i nic sobie nie robi z tlących się tu i ówdzie
węgli. Po pół godzinie dla wszystkich stało się jasne, że wpadł w jakiś
dziwny trans i trzeba go zeń wyprowadzić. Udało się. Po dojściu do siebie
opowiedział, że taka bliskość ognia wyzwoliła w nim wspomnienia z
poprzednich wcieleń. Przypomniał sobie śmierć na stosie, która nawet mu
się podobała. Dlatego pragnął pozostać blisko ognia jak najdłużej.
Inne osoby pytane o wrażenia, ze zdziwieniem zauważały, że na ich stopach
brak jakichkolwiek śladów oparzeń. Tylko jedna z nich zauważyła
przypieczki w punktach odpowiadających za uzdrowienie organów wewnętrznych,
o których wiedziała, że ma chore.
Wielu z nas wydaje się, że do chodzenia po ogniu należy się szczególnie
starannie przygotować. Wielu twierdzi, że to niemożliwe, by udało się to
zwykłym grzesznikom lub ludziom odurzonym alkoholem. Tymczasem okazało się,
że pewien zupełnie niewtajemniczony człowiek przyglądał się chodzeniu po
żarze ogniska. Popijał sobie dla animuszu wódeczkę i śmiał się oczekując,
kiedy wreszcie głupcy, na których patrzy, poparzą sobie stopy. Widząc
jednak, że ludzie są zadowoleni, wtargnął do kręgu i mimo protestów
prowadzących, zaczął biegać po węglach. Okazało się, że i jemu nic złego
się nie stało.
Magia ognia była znana i praktykowana w wielu rejonach świata. Poza Polinezją
praktykuje się ją w Indiach, ale i na Bałkanach. Tam towarzyszy od setek
lat grupie chrześcijańskich gnostyków – bożogrobców. Można sądzić,
że góralskie skoki przez płonącą watrę to pozostałość obrzędów
wywodzących się z tamtej kultury.
Rytuał chodzenia po ogniu spotykamy coraz częściej i w naszym kraju.
Towarzyszy on kilku imprezom o charakterze psychotronicznym. W tego typu
eksperymentach wzięło udział mnóstwo ludzi, ale brak jakichkolwiek
doniesień o obrażeniach.
Z Hawajów docierają do nas informacje, że chodzono tam nie tylko po ogniu,
ale i po zastygającej lawie. Jej temperatura też okazuje się nie mniejsza
niż 600-800 stopni C. Ci, którzy nie bardzo wierzyli, że uda im się przejść
przez lawę bosymi stopami, popalili podeszwy butów. Ale ich bosym już nogom
nic się nie stało.
Mało kto wie, jak to wytłumaczyć. Naukowe i pseudonaukowe wyjaśnienia
odnoszące się do fizyki są zupełnie nieadekwatne. Wydaje się, że tylko
metafizyka umożliwia nam zrozumienie tego, co się dzieje podczas podobnych
obrzędów. Metafizyka to dziedzina wiedzy mówiąca o mocy umysłu. Na razie
nie sposób potwierdzić jej twierdzeń w sposób naukowy, ale nie sposób też
im zaprzeczyć. Badania statystyczne coraz częściej potwierdzają wpływ
umysłu na konkretne wydarzenia, ale na materię...?
Myślę, że przyjdzie czas i na takie badania. Jednak zapewne ci, którzy
twierdzą, iż to tylko zbiorowa sugestia, lub zbiorowy obłęd, nadal nie będą
chcieli przyjąć ich wyników do wiadomości. Łatwiej zapewne będzie im
uwierzyć, że to sprawka szatańska. Ale szatan nie ma z tym nic wspólnego.
O konszachty z władcą piekieł chrześcijanie posądzali Kahunów od
pierwszego zetknięcia się z nimi. Ale to u nich tradycja, że kiedy
napotykają na inną religię, od razu „wiedzą, kto za nią
stoi”.
Posądzenia mogły się wydawać uzasadnione. Otóż Kahuni oprócz magii białej
stosowali i czarną. Kilka razy też dla ratowania swego kraju. odwołali się
do magii przyrody, a szczególnie do panowania nad żywiołem wody.
W archipelagu Hawajów istnieje maleńka wysepka Oahu. Ona najdłużej zachowała
niepodległość. Jej kapłani nie dopuszczali żadnych obcych przybyszy, którzy
wybierali się na wyspę z wrogimi zamiarami. Po raz pierwszy flota
popieranego przez handlarzy broni króla Hawajów została zatopiona przez
wzburzony ocean jeszcze w XVIII wieku. Nagle, przy pięknej i bezwietrznej
pogodzie na napastników runęła fala wody topiąc wszystkie łodzie, a wraz
z nimi wielu wojowników. Kolejne próby podbicia tej wyspy kończyły się
podobnie tragicznie – najpierw dla Japończyków, później dla Amerykanów.
Podbój nastąpił dopiero wówczas, gdy na Oahu wysłano statki zbudowane ze
stali. Tych nie udało się zatopić.
Kapłani strzegący wolności Oahu byli przygotowani na inwazję, dlatego
obronili tę wyspę przed najeźdźcami. Na innych wyspach ludzie z naiwnością
dziecka witali nowo przybyłych „przyjaciół” i padali ich
ofiarami.
O wzburzaniu i powstrzymywaniu groźnych fal oceanu donoszą legendy również
z innych wysp Pacyfiku. Musi to świadczyć o tym, że magia wody była tam też
znana.
Prócz zaklinania fal, Kahuni doskonale radzili sobie z rekinami. Aby odpędzić
od brzegu te niebezpieczne zwierzęta, stosowali specjalne rytuały, w których
przekonywali je o konieczności opuszczenia brzegów wyspy i udania się gdzie
indziej. Wszystko wskazuje na to, że rekiny im wierzyły.
Magia wody ma i inny wymiar.
Łatwo sobie wyobrazić chodzenie po ogniu. Kiedy jednak nawet najbardziej
wierzący chrześcijanie czytają o Jezusie chodzącym po falach Jeziora
Genezaret, myślą, że to tylko jakiś symbol, albo żartują, że Jezus szedł
sobie po paliczkach. Jednak chodzenie po wodzie, to też możliwość, jaką
potencjalnie dysponujemy.
Sprawa jest prawie prosta. Prawie, ponieważ wymaga ogromniej wiary i ufności.
Po przejściu ćwiczeń przygotowawczych następuje oswojenie z wodą. Trzeba
sobie wyobrazić, że jest ona tak twarda, jak ziemia pod stopami i że może
nas unieść. Pierwsze ćwiczenia dobrze wykonywać na płytkim brzegu jeziora
przy małej fali, a najlepiej przy całkowitym jej braku. Powolne i ostrożne
wchodzenie na falę nic nie daje. Ale kiedy się rozpędzimy, to podczas biegu
jesteśmy zafascynowani samym biegiem. I wówczas to się może udać.
Również i w Polsce były przynajmniej dwie dość udane próby chodzenia po
wodzie. Jedna na Wiśle pod Toruniem, a druga na Zalewie Wiślanym.
Magia przyrody jest znana na całym świecie. Wiele jej rytuałów okazuje się
zupełnie pozbawionymi mocy. Ale tam, gdzie są one odprawiane zgodnie z
zasadami Huny, przynoszą zaskakujące rezultaty.
Zdarza się, że u pewnych osób, które w poprzednich wcieleniach wykonywały
skuteczne rytuały związane z magią przyrody, nagle ujawnia się niezwykła
moc panowania nad pogodą, lub zwierzętami. Takie przypadki pojawiają się z
ni z tego, ni z owego. A jednak mają miejsce i u nas. Jedna z moich znajomych
na zawołanie potrafi popsuć pogodę, ale z poprawianiem jej sobie nie radzi.
Jeśli jednak chcemy sprawdzić, jaką moc mają modlitwy Huny, możemy ich użyć
również w stosunku do zjawisk przyrody. Góry swą wiarą może od razu nie
przeniesiemy na inne miejsce. Ale wiatr być może rozwieje chmury, albo nagle
napędzi je na bezchmurne dotąd niebo.
Wierzyć... nie wierzyć, .... spróbować można. Jeśli potraktujemy takie
eksperymenty jako świetną zabawę, mamy wszelkie możliwości, by się
przekonać o mocy swego umysłu.
Huna na co dzień dostarcza dowodów na moc i potęgę ludzkiego umysłu.
Nierozsądne wydaje się lekceważenie tego, co potrafi nasz umysł. Dlatego
tak ważne wydaje się być świadomym tego, co myślimy, czego pragniemy i w
co wierzymy. Magia i moc umysłu są obecne w naszej rzeczywistości, czy tego
chcemy, czy nie. Amerykanie na rok przed zamachem na WTC sprzedawali plakaty,
na których na tle Nowego Jorku widniały ubite wieże WTC. Na dwa tygodnie
przed katastrofą w zakładach chemicznych w Tuluzie, we Francji popularność
zdobyła gra komputerowa symulująca atak bombowy na tenże zakład.
Czy to mogą być przypadki?
Nawet ktoś, kto nie wierzy w sprawczą moc umysłu, powinien się nad tym
zastanowić, ponieważ w ostatnim czasie mamy do czynienia ze zbyt dużą zbieżnością
między tym, czym ludzie zaśmiecają swe umysły, a tym, co dzieje się w
otaczającym ich świecie.
Jeśli pojmiemy, jakie siły to czynią, zrozumiemy również, na czym polega
działanie magii przyrody.
Kahuni wyjaśnili to już dawno. Jedno z ich praw mówi, że energia
podąża za uwagą.
Leszek Żądło
cudaducha.pl
Powrót do spisu artykułów